Meczowe statystyki:
Gwardia / Kosa
gole 4 ( 1 ) / 1 ( 0 )
strzały 17 ( 8+9 ) / 12 ( 6 +6 )
strzały celne 9 ( 4 + 5 ) / 6 ( 5 +1 )
rzuty rożne 4 ( 2 + 2 ) / 7 ( 2 + 5)
dośrodkowania 13 ( 8 + 5 ) / 8 ( 3 + 5 )
faule 10 ( 5 + 5 ) / 13 ( 8 + 5 )
int. bramkarzy 6 ( 5 + 1 ) / 13 ( 9 + 4 )
spalone 3 ( 1 +2 ) / 1 ( 0 + 1 )
kary 1 / 1
posiadanie piłki 52% / 48%
Jeszcze niektórzy kibice nie zdążyli wygodnie usadowić się w „lożach honorowych”, a tu znowu słupek! 30 sekunda meczu. To staje się już powoli tradycją. Obrońcy Kosy tuż po rozpoczęciu meczu podeszli zbyt blisko środka boiska. Zauważył to jeden z Gwardzistów i z głębi pola, pięknym krosem przerzucił piłkę „za ich kołnierz”. Dopadł do niej napastnik Gwardii i mając na plecach dwóch „Kosiarzy” , przełożył jednego z nich i strzelił ! I znowu w słupek! Na szczęście tym razem od wewnętrznej strony! Goool! Trenera Gwardzistów „Dopadła” taka myśl: „No, to ich Dopadniemy!”.
Trudno mu się dziwić. W chwilę później mogło już być 2:0, a że nie było , to wszyscy z humorem orzekli w przerwie meczu, że to wina „komentatora”.
Otóż, chłopcy „wbili” sobie - zdaniem zwolenników tej wesołej teorii – forsowaną w moich relacjach myśl, żeby pod bramką grać zespołowo. I w pewnym momencie przesadzili, bo miast strzelać z pięciu już metrów na bramkę – ostatnim podaniem „spalili” całą akcję. A była przednia! We dwóch przebiegli chyba połowę boiska podając sobie piłkę z klepki, między obrońcami Kosy. I mieli na tym dystansie tyle czasu na myślenie, że przypomniała im się moja prośba, więc każdy z naszych bohaterów chciał być koleżeński. A tu trzeba było strzelać! Mea Culpa ! Mea Maxima Culpa! Tak na przyszłość: Słuchajcie zawsze głosu serca… i trenera! Nie przejmujcie się zanadto pomeczowymi komentarzami! Gdyby wybiegający bramkarz przeszkodził w zdobyciu bramki, to by na jedno wyszło, bo „spalony” to „jakby” brak strzału. A strzał to zawsze strzał jest!
(Znowu zaczynam. Nie mogę się powstrzymać od subiektywnych komentarzy. Dobrze, że mnie trener do szatni nie wpuszcza! ). I dobrze, że nie jesteście złośliwi (Dziękuję!) i wpakowaliście pod koniec jeszcze kilka bramek, bo już zaczynałem się powoli oddalać od grupki rozentuzjazmowanych kibiców Gwardii, z obawy przed „linczem”, za te „przeszkadzające na boisku” teorie „pisane zresztą od wiersza”.
Ale wróćmy do relacji z meczu. Gramy przecież z Kosą, która otrząsnęła się po pierwszych minutach i nie było już potem z nią tak łatwo, o czym świadczyć może podsłuchane na trybunach:
Kibic Kosy do swej żony po pierwszej połowie:
Wyrównany mecz na „Gwardii”. Z radością to powiem.
Gdyby nie to 1:0. Mielibyśmy remis!
Wygra nasza Kosa z Gwardią. Podniesie się z ziemi!
Wynik 1:0 utrzymał się aż do przerwy. A i po przerwie najwierniejsza fanka Gwardii musiała wyjść aż na papierosa, bo przewaga jednej bramki wydawała się jej niewielka. Wróciła gdy było 2:0. Potem jeszcze wychodziła dwa razy i dwa kolejne gole padły. Dobrze, że sędzia zakończył mecz, bo to niezdrowo aż tyle palić i to jeszcze na sportowej imprezie.
Ale tu poproszę nasze trybuny o przeprosiny. Otóż, przy drugiej bramce to i komentator miał swoją niewielką zasługę. Chłopcy posłuchali tej rady, od której tak przed chwilą się odżegnywałem ( z obawy przed linczem ) i cudownie do siebie zagrali. Podanie lekko do tyłu, na puste pole (stadionowa „16”) , a nadbiegający kolega huknął po ziemi jak z armaty. 2:0 ! Nerwy opadły , by na 15 minut przed końcem meczu powrócić. 2:1!
Dobrze , że „babcia” miała jeszcze co palić ! 4:1!
Mecz mógł się podobać. Kosa zasłużenie należy do wyróżniających się drużyn w rundzie wiosennej. My zagraliśmy też bardzo ładny futbol. Składne, zespołowe akcje. Nawet Kibice Kosy nas za to chwalili! Dziękujemy wszystkim za miłe widowisko i kulturę kibicowania. Przyjemne, słoneczne popołudnie ! No i zapewniony tym zwycięstwem awans do wyższej ligi.
Chociaż „fama mówi”, że coś tam na górze „grzebią w regulaminie” i chcą pozmieniać jakieś wcześniejsze zasady i ustalenia - tuż przez końcem rozgrywek. Ale bądźmy dobrej myśli.
Rodzic