WKS Gwardia Warszawa - strona nieoficjalna

Strona klubowa

Zegar

Logowanie

Kalendarium

29

03-2024

piątek

30

03-2024

sobota

31

03-2024

niedziela

01

04-2024

pon.

02

04-2024

wtorek

03

04-2024

środa

04

04-2024

czwartek

Tabela ligowa

Trampkarze » Ekstraklasa
1. Legia Warszawa S.A. 36 bz
2. Escola Varsovia 31 bz
3. WKS Gwardia W-wa 20 bz
4. MKS Polonia W-wa 18 plus
5. MKS Znicz Pruszków 17 minus
6. MLKS Józefovia 15 plus
7. Radomiak 13 minus
8. KS Drukarz W-wa 9 bz

Wyniki

Ostatnia kolejka 14
MLKS Józefovia 3:2 MKS Znicz Pruszków
WKS Gwardia W - wa 1:1 KS Drukarz W - wa
Radomiak 1:3 MKS Polonia W - wa
Escola Varsovia 0:3 Legia Warszawa S.A.

Sport.pl

Aktualności

Gwardia - Legia

  • autor: g.mamla, 2015-06-22 07:11

W rozwinięciu jest już ciąg dalszy przemyśleń naszego korespondenta :)

CDN.

Część trzecia już w rozwinięciu !!! :)

 

Gwardia Warszawa – Legia Warszawa   2:1 (2:0)

 

 

Bramki i asysty:

21’ 1:0   FLORCZAK  as. Traczyk.

24’ 2:0   FLORCZAK as. Szczepaniak.

43’ 2:1   Matuszewski

 

Gwardia wystąpiła w składzie:

 

W bramce:             Jakub SAPALSKI. 

W obronie:             Paweł MODZELEWSKI.  ( od 36 min.  Jakub ŁUBCZONEK ).    

                                 Łukasz STACHNIUK. 

                                 Maksymilian MINCHBERG.

                                 Patryk CZECHOWSKI.                                 

W pomocy:            Jakub BARTNICKI.  

                                 Patryk PARYS. 

                                 Maciej KRAŚNIEWSKI.   (od 42 min. Michał TARNAS  ).

Na skrzydłach:       Michał FLORCZAK.

                                 Sebastian SZCZEPANIAK. 

W ataku:                 Marcel TRACZYK.

                         

W rezerwie:             Bartosz ZAJĄC. Robert JAOKO. Jakub ZIELIŃSKI.  Bartosz JASTRZĘBSKI. Mateusz

                                   SEREMAK. 

 

Trener:  Grzegorz MAMLA.

Kierownik: Janusz Minchberg.

Masażysta: Jurek Florczak

 

Legia Warszawa wystąpiła w składzie:

Paweł OKRASA, Jan GOLIŃSKI, Mieszko LORENC, Mateusz SZYSZKOWSKI, Patryk KONIK, Wiktor PREUSS, Łukasz ŁAKOMY, Damian SĘDZIKOWSKI, Konrad MATUSZEWSKI, Klaudiusz KRASA, Maciej ANUSIK.

W rezerwie:

 Paweł ŁAKOTA, Mateusz CICHOCKI, Sebastian DUCZEK, Paweł GIERACH, Patryk PEDA, Konrad SZAŁEK.

Trenerzy:    Sebastian RÓŻYCKI, Radosław GWIAZDA, Radosław BOCZEK, Rafał KLIMKOWSKI i Michał KOLANOWSKI,

Fizjoterapeutka: Dorota WIERZBICKA.

Kierownik: Maksymilian HOŁOWNIA.

 

 

Z cyklu: Zapiski nie dla wszystkich!

 

Gwardia Warszawa 2001 – MISTRZEM MAZOWSZA !!!

 

Na razie słów brak…

Oto niektóre tytuły, nawiązujące do wcześniejszych naszych komentarzy, zamieszczanych w tym sezonie:

„Rozhimalaiła” nam się Gwardia w niedzielne popołudnie!

Nasi przebiegli się po Himalajach!

Dobre Wróżki są jednak na świecie!

Gwardia?! – a gdzie oni trenują?

Nie trzeba być bogatym, aby być wesołym!

Pięciu trenerów nie sprostało jednemu Grześkowi !

Sędziowie dostosowali się do wysokiego poziomu gry obu zespołów.

Klub „bez ziemi” zepchnął  z tronu stadionową potęgę!

Świętujmy! Stara Gwardia przecież już zapomniała jak to smakuje!

 

                                 

                                                                        No i który z nich wybrać ?  Zobaczymy…  wkrótce.

                                                                        

PRESTIŻ:
Jakaż to musiała być ogromna waga tego meczu, że Legia przyjechała z 6-cioma rezerwowymi, fizjoterapeutką i aż 5 trenerami! Ich rozgrzewka przed meczem powalała na kolana. Wydawało się, że ta demonstracja siły, pewności siebie, logistyki klubowej i organizacji zmiecie Gwardzistów jeszcze przed meczem z powierzchni ziemi. Dusze drętwiały patrząc na to wszystko, a co dopiero nogi naszych zawodników. Tłumy na trybunach też mogły paraliżować (400-500 osób). Tyle to i w A-klasie seniorów trudno czasem zebrać. Przyjechali między innymi zmęczeni, po dopiero co zakończonym swoim meczu, zawodnicy i kibice MKS Piaseczno i Escoli Barcelona. Dziękujemy! Zapowiadało się święto! Jeszcze nigdy na U-14 nie było takiej frekwencji, takiego zainteresowania. Trybuny pękały w szwach. Nie było gdzie szpilki wetknąć. Oczywiście byli kibice Legii oraz nasi i znajomi znajomych. I był też Jarek - najwierniejszy kibic „Starej” Gwardii, który po meczu miał łzy w oczach: "Świętujmy, bo Gwardia już nie ma takich okazji do świętowania! Wracamy do korzeni, bo kiedyś ten klub, od 1944 roku przez 4 lata, nosił nazwę KS Grochów, a Grochów jest niedaleko, tuż za działkami, niedaleko". Atmosfera nerwowości rosła. Wszyscy stali, siedzieli jak na szpilkach. A chłopcy – spokojnie. Mecz bez złośliwości, bez większych fauli, bez kar. Pełna kultura. Brawo! Może niektórzy coś tam sobie i powiedzieli do ucha tak, by trybuny tego nie słyszały, a sędziowie nie widzieli, ale wszyscy skupiali się przede wszystkim na piłce i na grze, a nie „telewizyjnych” gestach. Właśnie, skład sędziowski aż „zadziwiał” profesjonalizmem. Sprawdził się w meczu o taką stawkę. Stanowczy, nie przeszkadzający, ale wyłapujący wszystkie przewinienia i błędy. Dziękujemy mu i równocześnie gratulujemy MZPN-owi za docenienie wagi tego spotkania. Trójka sędziowska dostosowała się do wysokiego poziomu gry obu zespołów. Sędziowali bezbłędnie. Nie dali się ponieść atmosferze nie tak odległych trybun, które też zachowały klasę. Brawo dla pani Marty Lau (sędzia główny) oraz panów: Jarosława Siemińskiego i Mariusza Stolarczyka (sędziowie liniowi). Brawo dla MZPN. Szkoda tylko, że nie wysłał swojego delegata na ten mecz dodając mu jeszcze większej rangi. Może nawet jakieś pamiątkowe, złoto-srebrne medale... ale to może już za duże ‘wymagania’ z naszej strony. Zostawmy to. Było i tak fajnie, niezależnie od tego kto wygrał. No, a jak do tego dołożymy jeszcze zwycięstwo 2:1, to już słów brak...

 

BYŁ TAKI CZAS, ŻE JUŻ TYLKO ON WIERZYŁ W KOŃCOWY SUKCES!

Przed sezonem, po ostatnim sparingu z Mazovią w Tomaszowie Mazowieckim (9 marca), podczas którego nasz bramkarz Bartek ZAJĄC, okazał się bardzo skutecznym napastnikiem, na prośbę trenera wymyśliłem satyryczny slogan „Gwardia Gra”, na tle zdjęcia królewskiej orkiestry. Miał to być talizman prowadzący nas do mistrzostwa Mazowsza. Trener z Kierownikiem, po zakończeniu poprzedniego sezonu, przekonywali nas Rodziców-Kibiców, że jest to bardzo możliwe. W mojej ocenie tamtego zebrania:

Kierownik bardzo chciał, a Trener w to uwierzył.

Masakra. Ale wymyślili ! Ślepi czy co ? Czy oni nic o Legii nie wiedzą? Zapewniali jednak z uporem, że wszystko przemyśleli, że to będzie nasz sezon. No i zaczęło się. Pierwszy mecz z beniaminkiem ekstraligi – Escolą i …remis 1:1. Właściwie, dla nas trochę szczęśliwy. Zaskoczenie. Jak to!? To u nas nawet bramkarze potrafią strzelać gole (patrz wyżej), a tu.. właściwie wpadka. W następnym tygodniu – jeszcze większa. Porażka z Radomiakiem w Radomiu 1:0. Radomiak nie zachwycił, ale wystarczyło to, by jednak nas upokorzyć. Radomiak, który później w ostatniej kolejce musiał walczyć z Wisłą Płock o utrzymanie się w Ekstralidze. Paranoja! Co się dzieje?! Po trzech meczach mamy już pięć punktów straty do lidera – warszawskiej Legii. Czyżby wypracowana pieczołowicie na obozie kondycyjnym w Zielonogórskiem forma, rozpłynęła się gdzieś w meczach kontrolnych na Śląsku? Niektórzy (czyli ja) zaczęli się pukać w czoło: „My nie myślmy o mistrzostwie, my zacznijmy myśleć o utrzymaniu!” A oni?:

Kierownik nadal bardzo chciał – co zrozumiałe, a Trener? Trener nadal, wbrew rozsądkowi, uparcie w cel wierzył.

Jeszcze w Radomiu, po przegranym meczu z Radomiakiem, mówił: „5 punktów straty do Legii ? No to co? To się ją pokona dwa razy i załatwione!” Przepraszam: „Wariat czy pasjonat? – pomyślałem wtedy. Kpi sobie z nas czy co?

Kierownik już jakby trochę mniej chciał, a Trener nadal uparcie wierzył - w końcowy sukces.
Mało tego, zaszczepił tę wiarę chłopakom. Patrzyli w niego jak w obrazek, jakby nie widzieli co się dzieje dookoła, jakby nie widzieli tabeli po dwóch meczach. Jeden punkt, a Legia 6! Masakra…

Wieczór przed meczem ze Zniczem, po treningu na „zmasakrowanym przez życie” stadionie Skry. Kawałek płyty stadionu (płyty? - raczej zarośniętej łąki). Zapach świeżo skoszonej po południu trawy, aby piłki w niej się nie zatrzymywały podczas treningu. Jak zwykle spokojne, niemal monotonne, ale stanowcze słowa trenera, aby się wszyscy obudzili: „… bo przed nami trzeci mecz w Ekstralidze, którego nie wolno przegrać. Żadnego już nie wolno przegrać! Nic nie wolno przegrać, bo macie być mistrzami, bo jesteście mistrzami, chociaż jeszcze o tym może nie wiecie!” Ciemno. Tu w dole gęstniejący mrok i chłód. W górze kikuty wież stadionowych na tle nieco jaśniejszego nieba. Atmosfera nie z tej ziemi. Ale trener trafiał każdym słowem. Chłopcy od tamtej rozmowy nie przegrali już nic! …choć nie było łatwo. Trzeci mecz grali ze Zniczem - przeciwnikiem dla Gwardii zawsze niewygodnym. Wygrali aż 3:0 ! Na swojej stronie Znicz napisał później, że woli zapomnieć o tym meczu. Poszło. Wisła 1:0, Piaseczno 5:1, Polonia 2:0 , a w rewanżu 4:0 (najpiękniejszy mecz Gwardzistów w tej kolejce. Druga linia jak marzenie. Wracająca do wysokiej formy Polonia, po prostu „nie istniała” w tym meczu). Ale wcześniej bardzo ważny remis 1:1 z Legią na ich stadionie. I co? I Escola ! I znowu remis, uratowany w drugiej połowie. Remis 1:1, który oddalał nas od Legii na trzy punkty. Remis, który okazał się najważniejszym rezultatem kolejki. Dający nam jeszcze cień nadziei na końcowy sukces, bo gdybyśmy przegrali… Zwycięstwo w ostatnim meczu sezonu z liderem już nic by nam nie dawało, oprócz zwyczajowo „silnego” drugiego miejsca na Mazowszu. I co?:

i… Kierownik znów bardziej chciał, a Trener nadal niezłomnie wierzył.

W rewanżowej odsłonie już tylko same zwycięstwa: 4:0 z Polonią, 2:0 z „nieszczęsnym” (przepraszam, to z szacunku, ponieważ tylko on nas pokonał w tym sezonie) Radomiakiem, potem ze Zniczem 4:1, Wisłą 4:2 i 8:2 z Piasecznem. I tak dotarliśmy do ostatniego meczu sezonu, który stał się właściwie „finałem o Mistrzostwo Mazowsza”, z tą tylko różnicą, że remis premiował Legię. I co?:

i … Tym razem Kierownik wierzył, a Trener już nie.
Trener już był pewien! – zwycięstwa.

..............................
Korespondent GW.

 

= GWARDIA GRA ! =
To już nie „Harpagony”, to „Królewska Orkiestra”!

Po pamiętnym, zwycięstwie Gwardii 3:1 sprzed dwóch lat (2013-05-22) na stadionie Legii, nastąpiły 4 przykre porażki (2:1, 3:1, 3:2, 3:0) i dopiero w ostatnim meczu (2015-04-26) padł jakiś przyzwoity wynik - remis 1:1. Zawsze , odkąd pamiętam, z Legią na wyjeździe grało nam się lepiej.

= Początek meczu =

Mecz zaczął się spokojnie. Momentami przypominał ten drugi mecz z Polonią, na Konwiktorskiej. Operowanie piłką w głębi pola i potem atak skrzydłami, albo długi przerzut pod bramkę przeciwnika. Legia przyjęła podobną taktykę. Drużyny znały się już dobrze. Grały uważnie, ostrożnie i jakby z szacunkiem. Nikt nie chciał się „otworzyć”. Nikt nie chciał odważniej zaatakować. Gra przesunęła się do środka pola. Była remisowa. Legię zadowalał remis. Z groźniejszych akcji w tym fragmencie gry: 1) ewidentne (film) zatrzymane ręką przez Mateusza Szyszkowskiego (nieodgwizdane przez sędziego), trzy metry przed polem karnym, podanie Marcela TRACZYKA do wychodzącego już na wolne pole i pozycję sam na sam z bramkarzem - Michała FLORCZAKA. 2) Podanie Łukasza Łakomego do Klaudiusza Krasy. Pozycja sam na sam. Strzał z 7 metra w lewy róg. Jak Jakub SAPALSKI to obronił, to pozostanie już tajemnicą, bo po meczu sam nie pamiętał. Odruch? Rutyna? Niewiarygodne! Trener Mamla, aż ochrypł ze zdenerwowania. Gra wróciła na swoje dotychczasowe tory. Raz jedni, raz drudzy, ale bez większych okazji do strzelenia gola. W każdym razie ładnie, składnie, ale bezskutecznie.

= Gol, 1:0 dla Gwardii ! =

Daleko spod własnej bramki piłkę wybił Paweł Okrasa. Gra przeniosła się w okolicę prawego narożnika pola karnego Gwardii. Legioniści bezskutecznie próbowali sklecić jakąś akcję. Tłoczno. Maks MINCHBERG przechwycił piłkę. Podał krótko do Sebastiana SZCZEPANIAKA. Ten przedłużył tuż obok do Macieja KRAŚNIEWSKIEGO. To wszystko na naszej połowie. Maciek, otoczony przez kilku zawodników Legii, zdołał przerzucić piłkę górą na środek boiska. Tam odbił ją Mieszko Lorenc podając po ziemi wprost do … Marcela TRACZYKA. Szybka decyzja. Obok, środkiem boiska biegł Michał FLORCZAK. Podanie po ziemi. Przed FLO, nieco z boku legioniści - skoncentrowani na Marcelu - Mateusz Szyszkowski i Mieszko Lorenc. Obaj przegrali pojedynek biegowy z Michałem. FLO minął ich i już go nie dogonili. Paweł Okrasa wybiegł z bramki na linię końcową pola karnego. Próbował interweniować. FLO zawsze w takiej sytuacji lubił kiwać bramkarzy. Zaskoczenie wśród kibiców Gwardii, bo rozpędzony nasz skrzydłowy tym razem tego nie zrobił. Zaskoczył i nas, i Okrasę. Strzelił bez sygnalizowania, lewą nogą i jest ! 1:0. Mateusz Szyszkowski padł zrozpaczony na 9 metrze na ziemię i dłuższą chwilę się nie podnosił. Rozpędzony Mieszko wpadł za piłką do bramki. Trener Mamla też wpadł, ale na boisko i na rozradowanego strzelca. Po chwili dopadli ich w szale radości pozostali zawodnicy Gwardii. 1:0 ! Radość! Radość! Nasza radość! Teraz będzie trochę łatwiej! Ale gramy! Gramy dalej do końca !!! 1:0 to za mało.

= Gol, 2:0 dla Gwardii ! =

Trzy minuty później było już dwa do zera. Z prawego skrzydła, trochę za głęboko i za wysoko, zacentrował Sebastian SZCZEPANIAK na środek pola karnego Legii. Próba ta okazała się wystarczająco kłopotliwa dla Okrasy. Wysoki i potężny Paweł Okrasa wyskoczył do piłki. Uniesionymi wysoko rękami nie zdołał dobrze złapać piłki. Odbił ją niecały metr przed siebie. Za nim stała tylko „osamotniona” bramka. Nadbiegający środkiem, z głębi pola Michał FLORCZAK, zanim cokolwiek pomyślał, wyskoczył w górę do opadającej piłki i skierował ją do siatki, między potężnymi ramionami Okrasy. Jedna z dłoni Pawła zatrzymała się na głowie naszego skrzydłowego. Nos zabolał, ale kto by pamiętał o bólu i drobnym krwawieniu. Ogromna radość i koledzy nie pozwolili. I tym razem FLO utonął w przepastnych objęciach Kierownika i Trenera. Od tego momentu Kierownik zaczął już być pewien (patrz poprzedni rozdział), że wygramy. Po 24 minutach gry było 2:0 dla Gwardii. Legia chyba się zdenerwowała. Paweł Okrasa już nie czuł się tak pewnie w bramce. Nic dziwnego. Trener Mamla, już po meczu, długo jeszcze nie mógł wyjść z podziwu: jak Michał FLORCZAK - FLO, „nawet w kapeluszu niższy od Pawła Okrasy”, mógł strzelić bramkę głową. Tak wysokiemu bramkarzowi? Nie na darmo na odprawie trener podkreślał, że nasi skrzydłowi ( Sebastian SZCZEPANIAK ), są jego zdaniem, lepsi od tych reprezentujących aktualnie kadrę Mazowsza. I chłopcy uwierzyli. Uskrzydleni uczynili skrzydła Gwardii groźnymi. W każdym razie bardzo skutecznymi (nie tylko zresztą w tym meczu).

= Nadzwyczaj spokojny „jasnowidz” =

Po strzelonej drugiej bramce spojrzałem wymownie na ojca Maćka KRAŚNIEWSKIEGO. Jasnowidz czy co? – pomyślałem. Otóż, przed meczem, gdy wszyscy odczuwaliśmy jednak pewien niepokój, on siedział spokojnie, zrelaksowany przy stoliku, pod rozłożystym drzewem, rosnącym tuż obok parkingu. Delektował się słoneczną pogodą. Zaczepiony, odpowiedział z niebywałym spokojem i pewnością siebie, że wymyślił sposób na Legię. Coś ty?! Jaki? „Trzeba jej strzelić od razu trzy bramki, to siądą”. Roześmieliśmy się wszyscy, nie wiedząc ze za „chwilę” jakże to będzie bliskie prawdy. Brakowała już tylko jedna bramka!

= Przerwa i zmiana taktyki =

W przerwie Gwardia postanowiła bronić wyniku. Po dziesięciu minutach gry, chłopcy mieli oddać inicjatywę Legii. Niech walczą, niech się starają. My mamy dwie bramki przewagi i spokojniejsze nerwy”, i kontry w zanadrzu.
= Początek drugiej połowy =
Przypominał początek tej pierwszej. Taka sobie gra, przeważnie w środku pola, chociaż po faulu na Maćku KRAŚNIEWSKIM - Łukasz STACHNIUK o mało co nie strzelił gola z rzutu wolnego. Piłka niestety minęła słupek, nie z tej strony. 3 Gwardzistów (Kuba BARTNICKI, Marcel TRACZYK i Sebastian SZCZEPANIAK) wyskoczyło do piłki zasłaniając ją Pawłowi Okrasie, ale wszyscy (bramkarz też) minęli się z nią. Piłka też się minęła z bramką, niestety. A byłby to „wyprorokowany” przez tatę Maćka - trzeci gol. I byłoby „po meczu”. Ale, ale… „Skończyłby się film”, a tak w porządnych scenariuszach – nie można. Owszem, może być scenariusz z happy-endem, ale najpierw trzeba się przecież podenerwować.
Zaczęło się od zdeptania korkiem dłoni Pawłowi MODZELEWSKIEMU, przez obrońcę Legii, który nie zdołał przeskoczyć, atakującego skrzydłem, Kuby. Nasz zawodnik, świetnie sobie dotychczas radzący z szybkimi napastnikami Legii, musiał opuścić boisko z obandażowaną ręką. Pech. W przerwie zastąpił go Kuba ŁUBCZONEK. Trener musiał przeformować szyki obronne. Na skrzydło przesunął się Maks MINCHBERG.

= Gol dla Legii, na 2:1 =

Jakub SAPALSKI, postanowił tym razem wykopać piłkę w pole. Nasi przesunęli się więc do przodu. Wysoko lecąca piłka, trafiła wprost na nogę stopera Legii – Mieszka Lorenca. Mieszko nie namyślając się odkopał ją równie wysoko w kierunku bramki Gwardii, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że jego szybka decyzja i taki właściwie „wykop na wiwat” przysłuży się do zdobycia gola. Piłka szczęśliwie trafiła pod nogi powracającego z ataku Damiana Sędzikowskiego. Ten podprowadził ją, właściwie nieatakowany, a wręcz „asekurowany” przez naszych zawodników i podał w kierunku wchodzącego w pole karne Maćka Anusika. I tu mam dylemat, który na szczęście, po zwycięskim meczu, już takim dylematem nie jest. Jeżeli autorem celnego podania po ziemi na prawe skrzydło do nieobstawionego Konrada Matuszewskiego był Anusik (jak podają portale Legii), to prawdopodobnie był spalony. Jeżeli zrobił to nasz Patryk CZECHOWSKI, a Maciek Anusik w ogóle nie dotknął piłki, to Legia po prostu otrzymała od nas niepotrzebny prezent. (Może puszczę ten filmik na YouTube ) Matuszewski, mając trochę miejsca i czasu, przerzucił sobie piłkę na lewą nogę i z narożnika pola karnego strzelił w kierunku bramki. SOPEL nawet nie zareagował. Pewnie myślał, jak wszyscy, że trafi w boczną siatkę. Tymczasem zmieścił się między nim z słupkiem. Piłka zatrzepotała radośnie dla Legii, która od tej pory – co zrozumiałe – złapała dodatkowy „wiatr w żagle”. Wydawało się , że po zdobyciu gola kontaktowego - w tej euforii Legia nas zmiecie z boiska. Tak jak my, byli świadomi, że remis będzie dla nich zwycięstwem. Owszem – w drugiej połowie – Legioniści atakowali, ale i my nie byliśmy dłużni. Popełniali błędy, ale i my też. (np. Preuss zatrzymał się w naszym polu karnym chcąc rozegrać piłkę, a gdyby poszedł do końca; czy z drugiej strony np. FLO, wychodząc znów sam na sam z Okrasą, niepotrzebnie spalił ). Owszem mieli więcej okazji, ale i my też mieliśmy swoje. (Po strzale Matuszewskiego, obronionym przez SOPLA, dobitka ugrzęzła na poprzeczce; czy wykonany przez nas rzut wolny o mało co nie przyniósł nam trzeciego gola. Zabrakło odrobinę precyzji podającemu Kubie BARTNICKIEMU jak i strzelającemu Sebastianowi SZCZEPANIAKOWI. Ale pomysł był fajny). Owszem, Legioniści byli aktywniejsi w ataku, ale my byliśmy lepsi w destrukcji i obronie. Gwardziści oddychali rękawami. Legioniści łapali powietrze. Wszyscy bezskutecznie odpychali od siebie nadciagające zdenerwowanie.

Oglądając jeszcze raz ten mecz, już bez emocji, w zaciszu domowego ogniska muszę stwierdzić, że nie wyglądało to dla Gwardii tak źle, jak wydawało mi się w trakcie meczu, gdy każda akcja Legionistów przyprawiała o ból głowy - ze strachu. Nawet taki „strzał rozpaczy” Mieszka Lorenca, nas przerażał ( na około 10 minut przed końcem spotkania, z połowy boiska, lecący w kierunku bramki i tak niecelny, że SOPLOWI nawet nie chciało się ruszyć ręką, chociaż cały czas był czujny. Więc te wszystkie akcje Legionistów w drugiej połowie nie były aż tak groźne jakby się to wydawało. Wśród tych, które mogły nam w drugiej połowie zaszkodzić, wyróżniłbym – opisaną już „akcję z poprzeczką” oraz przede wszystkim przepiękny strzał Maćka Łakomego z rzutu wolnego (20 metrów), zmierzający pod poprzeczkę właśnie i obroniony jeszcze piękniejszą robinsonadą Jakuba SAPALSKIEGO – naszego filara. Zresztą kto u nas nim nie był. Wszyscy byliście filarami tego sukcesu!

= Na nic się nie zdał aktorski talent =

Na szczęście, bo Janek Goliński „wymusił” – w bardzo zmyślny sposób - rzut wolny, skacząc wysoko do góry nad zdumionym i odsuwającym się Michałem TARNASEM. Goliński, chciał „potknąć się” o Michała, ale ten się odsunął, więc z głośnym okrzykiem padł na murawę. Turlał się jeszcze chwilę po ziemi dla wywarcia bardziej przekonywującego wrażenia. Nabrał w ten sposób nie tylko sędziów, ale i mnie, siedzącego przed monitorem i kilkakrotnie oglądającego ten „kaskaderski” wyczyn. Dopiero zwolnione tempo pozwoliło mi w pełni podziwiać kunszt i talent młodego Legionisty. Do tej pory myślałem, że naprawdę był „skoszony”. Na meczu – ze strachu - nawet zaczynałem być zły, że tak niepotrzebnie, w takim miejscu i w takiej chwili nasi faulują. Najpierw wydawało mi się, że to Patryk PARYS, bo on też zaczął krzyczeć – co to znaczy siła sugestii w obu przypadkach. A Patryk po prostu czuł dokładnie to samo co ja, zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Ostatnie sekundy meczu i odległość często zamieniana na bramki. Potem w domu przed telewizorem, zdziwiło mnie zdziwienie na twarzy Michała TARNASA. Gdyby również nie moje przekonanie o wysokiej kulturze gry Michała, nadal wierzyłbym Jankowi Golińskiemu. Od dawna jestem zwolennikiem wprowadzenia – jak w hokeju - techniki do sędziowania meczów piłkarskich. Przy wątpliwościach byłaby ona bezcenna i sprawiedliwsza, nie pozwalająca na wypaczanie wyników. Na szczęście Dobra Wróżka czuwała nad nami - więc duży spryt i kunszt Janka, na nic się zdały, chociaż „wypracował” Łakomemu dogodną pozycję do oddania strzału. Dobra Wróżka zapewne też sprawiła, że Łukasz Łakomy, zamiast trafić „w prostokąt” - „ustrzelił” tył głowy swojemu koledze, biegnącemu w kierunku naszej bramki, Konradowi Matuszewskiemu, który był równie zaskoczony, jak nasz Michał. Tenże Matuszewski właśnie, Łakomy, Krasa, Anusik, Preuss czy Sędzikowski, żeby nie wymieniać całej drużyny, byli w mojej ocenie, chyba najlepszymi w tym meczu zawodnikami Legii. Naszych pochwalę wszystkich bez wyjątku !!! Nie mieliśmy słabych punktów. Wszystkich , którzy grali w całym sezonie, nie tylko w tym meczu. I to nie dlatego, że mam takie „prawo kibica”, ale naprawdę tak było.

= Radość i smak zwycięstwa =

Końcowy gwizdek sędziny. Trener Mamla wybiegł na boisko skacząc jak polny konik. Cieszył się jak dziecko, jak jego najmłodsza córeczka, która podobno przewidziała , że wygramy. Gwardziści też skakali, ale w kręgu radości, a Legia legła pokotem. Na zielonej murawie boiska bieliły się tylko ich stroje. Nastrój musieli mieć kiepski. Nie zazdrościłem im. Czułem jak się czują, chociaż mnie rozpierała przeogromna radość. Gratuluję Wam też chłopaki. To był wspaniały, emocjonujący mecz. Włożyliście w niego tyle siły, energii i emocji, że pozostanie mi długo w pamięci zwłaszcza, jak sobie po latach poczytam to, co teraz napisałem dla moich chłopców, dla Gwardii.

Ale wróćmy do naszej szatni. Chłopcy odśpiewali hymn radości, że są mistrzami Mazowsza. Wykrzyczeli po kilka razy, że „Trener Grzesio najlepszy w Polsce jest!” , potem zeszli na „Kiera Janusza”, a i mnie się dostało „Redaktorowi”. No i jak tu było nie postawić 3 butelek szampana „Piccolo” w tej gorącej atmosferze? Wypili, wzorem „stadionowych zwyczajów”, wszyscy po kolei. Czułem się jak na Lidze Mistrzów, jak na Formule 1. Zaczęto bowiem ten szampan wylewać na siebie, ale czujny Kierownik szybko ten zwyczaj zakazał. Impreza przeniosła się na dwór. Tam Rodzice i chłopcy podziękowali jeszcze raz Trenerowi i Kierownikowi, wręczając im niebieskie koszulki z napisami: „Najlepszy trener na świecie” oraz „Najlepszy kierownik na świecie”. A i mnie się dostało po cichu. Gęsie pióro (a może gołębie) pomalowane w barwy gwardyjskie leży teraz obok mojej klawiatury…

= Na koniec, chociaż od tego się wszystko zaczyna…=

W drodze do szatni. Trener Mamla nie zapomniał o budowaniu atmosfery w drużynie. Zawsze przed ważnymi wydarzeniami obiecywał chłopakom, że coś zrobi nietypowego. Była już lutowa kąpiel w zmrożonym Bałtyku po zwycięstwie w Baltic Cup w Gdańsku. Do dziś pamiętam te spodenki w groszki… Było przefarbowanie włosów na czerwono. Był ”irokez” po zwycięstwie w międzynarodowym turnieju Złoty Strug pod Poznaniem (nosił potem przez półtora miesiąca czapeczkę maskującą w pracy) , a teraz… Obiecał im, że się skąpie w przepływającym obok, zamulonym kanałku. I co? I zrobił to ku uciesze swoich przeszczęśliwych tego dnia chłopców, których najbardziej rozśmieszyła zmiana – w wyniku tej kąpieli - koloru getrów z białego na intensywnie czarny. Nie dziwicie się zatem, że dla niego też zrobiliby wszystko. Obiecali mu mistrzostwo Mazowsza na „zmasakrowanym” stadionie Skry – i co? I są MISTRZAMI MAZOWSZA! GWARDIA GRA!!!

= Postscriptum =

Zastanawiam się teraz, czy też trener Mamla wymyśli coś na sierpniowe Mistrzostwa Polski …i wcale tu nie mam boiskowej taktyki na myśli. Fajnie być w tej drużynie. Fajny tu trener. Super chłopcy. Niby luz, niby wesoło, a jak przyjdzie co do czego… to i ON, i ONI – DAJĄ RADĘ!
POTRAFIĄ!

……………………………
Korespondent GW.
2015-06-27


  • Komentarzy [2]
  • czytano: [2873]
 

autor: barbara56 2015-06-25 12:18:22

Profil barbara56 w Futbolowo Jakie to piekne i wzruszajace korespondencie GW. Teraz tez tak bedzie "kierowni chce, a trener wie"


autor: g.mamla 2015-06-29 19:19:46

Profil g.mamla w Futbolowo Ale nam się korespondent rozwinął :) . Wielkie dzięki Panie Korespondencie :) .


Dodaj swój komentarz

Autor: Treść:pozostało znaków:

Buttony

Reklama

Ostatnie spotkanie

WKS Gwardia W-wa 1:1 KS Drukarz W-wa
2017-06-17, 12:00:00
     

Statystyki drużyny

Najbliższe spotkanie

W najbliższym czasie zespół nie rozgrywa żadnego spotkania.

Najbliższa kolejka

Najbliższa kolejka 15

Statystyki

Brak użytkowników
zalogowanych i 2 gości

dzisiaj: 19, wczoraj: 68
ogółem: 2 256 989

statystyki szczegółowe

Wyszukiwarka